BAIKAL
ICE MARATHON Clean Water Preservation Run

Lodowa gorączka: Baikal Ice Marathon

Przebiec największe i najgłębsze jezioro na Ziemi to wyzwanie. Temperatury spadają tam do -20 stopni Celsjusza w marcu, a na otwartej przestrzeni biegaczy smaga burian – porywisty wiatr unoszący drobiny śniegu. Bajkał jednak rozpala, a nie mrozi wyobraźnię.

 
Baikal Ice Marathonfot. Baikal Ice Marathon 2014/shutterstock.com
  • Maciej Stefaniak
  •  
  • Maciej Stefaniak
  •  
  • Maciej Stefaniak
  •  
  • Maciej Stefaniak
  •  
  • Maciej Stefaniak
10 ZDJĘĆ
Pomysł startu w 7th Baikal Ice Marathon narodził się w klubie biegowym Accelerate podczas jednego z listopadowych treningów na warszawskiej Agrykoli. Okazało się, że koleżanka naszego klubowego trenera Jacka Gardenera uczestniczyła w tym niezwykłym biegu rok wcześniej i zafascynowały nas jej opowieści.

Od razu mocno wzięliśmy się za organizację wyprawy, choć wizja lotu do oddalonego o 8000 km Irkucka napawała nas lekką obawą. Syberia kojarzyła się nam z potwornym zimnem. Wiedzieliśmy, że będziemy biec 42 km po lodzie i śniegu, a pod nami będzie ponadkilometrowa głębia. Obawialiśmy się też zamieci śnieżnej, ostrego wiatru i mocnego słońca. Dlatego postanowiliśmy się solidnie przygotowywać przez 3 miesiące dzielące od startu. Trenowaliśmy ostro, pokonując nawet ponad 100 km tygodniowo.

Warunki w Polsce jesienią i zimą sprzyjają przygotowaniom do bajkalskiego biegu, do tego na początku lutego uczestniczyliśmy w obozie biegowym w Zakopanem. Gdy ma się ambitny cel przed oczami, trenuje się z o wiele większą pasją. Forma rosła. Zakładaliśmy, że możemy zająć jedne z pierwszych miejsc lub nawet wygrać, ale w przypadku zawodów na Syberii niczego nie można być pewnym.

Kierunek: wschód

Maraton ruszał 6 marca 2011 roku, w niedzielę. Ze względu na cenę biletów i czas potrzebny na aklimatyzację wylecieliśmy z Warszawy do Moskwy już w czwartek, 3 marca. Na daleką wyprawę zdecydowało się 8 osób, w tym 6 zawodników klubu biegacza Accelerate. Dwie godziny lotu do Moskwy, przesiadka, kolejne sześć godzin lotu do Irkucka. W Irkucku lądujemy o 6 rano czasu lokalnego. Odbiera nas Rosjanka Eliza i wsadza w busa jadącego do Listwianki.

Listwianka to malutka osada składająca się z kilkunastu domostw. Nie mamy nadziei na porządny hotel. A tu totalne zaskoczenie. Mayak to czterogwiazdkowy, porządny hotel z akwarium na recepcji. Pokoje dwuosobowe o bardzo wysokim standardzie, których nie powstydziłby się hotel w centrum Warszawy. W hotelu dostępna rosyjska bania. "Tam będziemy regenerować się po maratonie" – żartujemy sobie z chłopakami. Okna pokojów wychodzą na jezioro. Widok zapiera dech. Po jeziorze chodzą ludzie. Widzimy biegaczy na nartach i… poruszające się samochody.

 

W zimie zamarznięty Bajkał wykorzystywany jest jak zwykła droga. Postanawiamy wybrać się na króciutki trening i rekonesans. Sprawdzamy nakładki z kolcami na buty. Już wiemy, że w nich nie wystartujemy. Jezioro pokryte jest dość grubą warstwą śniegu. W kolcach biegacze zapadają się w każdą zaspę, zamiast po niej przebiec. W mieście rozpytujemy łamanym rosyjskim o możliwość wynajęcia dwóch gazików, żeby wyprawić się w tajgę. Bez skutku. W hotelu udaje nam się zamówić dwie taksówki. Następnego dnia (piątek) jedziemy po jeziorze do sąsiedniej miejscowości – Bolszoje Koty.

Przewidując problemy ze snem, zabieramy ze sobą w podróż melatoninę. Jest to lek stosowany na przykład przez osoby niewidome, mające problem z rozdzieleniem pory dnia i nocy. Drugie zastosowanie leku to właśnie duże zmiany stref czasowych. Przed zaśnięciem jedna tabletka. Musimy dobrze wypocząć przed wyczerpującym biegiem. Ważne, żeby po przylocie, mimo wielogodzinnej podróży, od razu położyć się do łóżka. Pierwszy dzień trzeba się przemęczyć, żeby dobrze przespać noc.

Gotujemy się na mrozie

W sobotę ok. godz. 17 odbywa się ceremonia rozdania numerów startowych. Wypytujemy organizatorów o szczegóły biegu. Każdy z zawodników otrzymuje duży numer w postaci lekkiej kamizelki do założenia na wierzch – podobny do tych, jaki mają narciarze zjazdowi. Oprócz numeru dostajemy karty pokładowe na... poduszkowce.

Tak, na linię startu zostaniemy zawiezieni poduszkowcami. Im bliżej startu, jak i przez cały pobyt, spekulujemy, co na siebie założyć i jaką obrać taktykę na bieg. "Może zbyt poważnie podchodzimy do startu, obyśmy tylko nie przekombinowali" – zastanawialiśmy się, wiercąc się w łóżkach. Myśli kłębiły się w głowach jak zaspy za oknem.

Lot poduszkowcem

Pobudka o godz. 5:30. Szybkie śniadanie. Połykamy pierwsze batony energetyczne. O 6:30 schodzimy do hotelowego lobby. Na niewielkiej powierzchni zebrało się kilkudziesięciu kosmitów ubranych w przedziwne kombinezony i skafandry, w goglach, z nogami obwiązanymi brezentem, z natłuszczonymi twarzami. Słychać kilkanaście języków. Biegacz z najodleglejszego miejsca przybył aż z Kolumbii, jest też para z RPA. Najliczniejszą grupę stanowią Niemcy, którzy przyjechali całymi rodzinami. To pod nich organizowany jest maraton.

Poźniej w Irkucku spotkamy grupę naukowców niemieckich, którzy przez 30 dni przemierzali Bajkał wzdłuż (1030 km) na rowerach z sakwami. Wszystkim udziela się gorączka przedstartowa, czuć podniecenie. Tłumek lodowych biegaczy już nie może doczekać się niesamowitych przeżyć i przygody. Przed siódmą wychodzimy przed hotel – nie sposób wytrzymać bez okularów przeciwsłonecznych. Bajkał wygląda przepięknie. Za parkiem lodowych figur, odwiedzanym w ciągu tygodnia w ramach lekcji WF przez klasy z Irkucka, stoją zaparkowane poduszkowce. Zanim wsiądziemy, chwytamy z wystawionego małego stolika kubki z mlekiem.

Wykonujemy miejscowy rytuał i skrapiamy się odrobiną mleka. Ma to ponoć udobruchać duchy na Bajkale. Zgodnie z "kartami pokładowymi" wchodzimy do naszych maszyn. Są wysłużone, nie pierwszej świeżości. Śmierdzi ropą. Ciasno. Niewygodnie. Kilkanaście osób w małej kabinie: czuję się jak na małym jachcie. Z nami w poduszkowcu są również Japończycy. Wypytujemy kierowcę o regionalne przysmaki – poleca omule. Boarding przedłuża się. W środku każdy obmyśla strategię, jak się ubrać. Jedna warstwa więcej. Nie, jedna warstwa mniej. Ktoś smaruje twarz tłustym kremem. W końcu ruszamy.

Powoli zaczyna kręcić się śmigło na tyle maszyny. Kierowca trzaska małymi drzwiczkami wejściowymi. Zaczynamy sunąć po śniegu. Z gracją pokonujemy usypane przez wiatry sterty śniegu i lodu. Obok naszej karawany poduszkowców mknie oddział małych vanów i skuterów śnieżnych ze sprzętem do zainstalowania na starcie. Podróż trwa godzinę. Wielokrotnie zatrzymujemy się. Śledzimy chorągiewki z oznaczeniami kilometrów.

rzebiec największe i najgłębsze jezioro na Ziemi to wyzwanie. Temperatury spadają tam do -20 stopni Celsjusza w marcu, a na otwartej przestrzeni biegaczy smaga burian – porywisty wiatr unoszący drobiny śniegu. Bajkał jednak rozpala, a nie mrozi wyobraźnię.

 
Baikal Ice Marathonfot. Baikal Ice Marathon 2014/shutterstock.com

Przerwy w drodze wykorzystujemy na zdjęcia i zapoznanie się z warunkami biegowymi. Jest mroźno, -15, -20 stopni C. Nie ma wiatru, za to oślepiające słońce. To ono będzie największym przeciwnikiem podczas biegu – teraz to wiemy. Organizatorzy też ostrzegają nas przed promieniami odbijającymi się od śniegu. Do tego krystalicznie czyste powietrze potęguje efekt. Śnieg w niektórych miejscach zalega aż po kolana. Im bliżej startu, tym go więcej. Nie każdy rozpocznie bieg w suchych butach. Nie mają stuptutów.

Gdy docieramy na start, nie widać drugiego brzegu. Mamy do dyspozycji przepierzenie, które ma nas chronić od wiatru. Jest śliwowica, są suszone owoce, słodycze, zielona herbata. Zimno. Czekamy na resztę uczestników. Jest i telewizja. Komunikat od organizatora, że jedna z pań, która przemierzyła 3000 km, żeby wystartować, i spóźniła się na poduszkowiec, rozpocznie bieg z linii mety, do półmetka i z powrotem. Mija godzina, wychładzamy się.

 
Lód gruby na 70 cm

W końcu startujemy. Jest 3:30 czasu polskiego. 80 osób zakutanych od szyi po stopy. Ruszamy. Przepychanki między biegaczami. Śniegu po łydki – jest miałki jak piach. Nogi buksują w nim tym bardziej, im szybciej chce się biec. Jeszcze mamy złudzenia o pierwszych miejscach. Sypki śnieg towarzyszy nam przez pierwsze 6-7 km. Nie ma sensu biec i tracić siły na początku. Warto zwolnić. W głowie pustka. Jaką strategię przyjąć? Jestem z przodu czy z tyłu?

-20stopni Celsjusza w marcu to na Bajkale nic niezwykłego. Na szczęście w 2011 r. nie dokuczał nam wiatr.

Trudno się zorientować, szczególnie w za dużych goglach narciarskich. Przemy naprzód. Chcemy wygrać. Czy ten, który mnie wyprzedził, jest ode mnie lepszy? W końcu wydostajemy się z grząskiego śniegu. Biegnie się szybciej. Garmin na nadgarstku pokazuje tempo 5:30 min/ km. Czasem szybciej. Skąd wiedzieć, dokąd biec? Na trasie co 70-100 m znajdują się czerwone chorągiewki wystające ze śniegu. To one wskazują trasę. Gdy patrzę przed siebie, widzę po biegaczach z przodu, że nie biegniemy w linii prostej, lecz zakosami.

 

Trasa jest wyznaczana przez organizatorów na tydzień przed startem. Specjalna komisja zatwierdza jej bezpieczeństwo. Drugi raz trasa jest zatwierdzana na dzień przed biegiem: przez noc może nawiać śniegu i trzeba przesunąć miejsce startu. Średnia grubość lodu na trasie wynosi 70 cm. Na 10 km pierwszy punkt odżywczy. Suszone owoce, zielona herbata, słodycze i… śliwowica. Nie korzystam.

Łyk wody. Zawodnik, który mnie wcześniej wyprzedził, zaczyna słabnąć. Zbliżam się do półmetka. Mijają mnie wracające poduszkowce i skutery śnieżne. Najgorszy w całym biegu jest brak orientacji, czy znajduję się na początku, czy na końcu stawki. Biegnie się samemu. Niewiedza paraliżuje. Czy nie biegnę za szybko? Czy wystarczy mi sił? A może za wolno?

Męczy słońce, męczy zimno, doskwiera samotność, nie widać brzegu. Ambicja i adrenalina nakazują biec. Kryzys przychodzi na 39 km. Widzę, że nie dogonię zawodników przede mną. O ile wcześniej biegłem po śniegu, o tyle na samym końcu trzeba pokonać taflę lodu. Biegnę w butach zimowych bez nakładek i w stroju jak na zimowych treningach w Polsce. Każdy poślizg oznacza utratę cennej energii. Czy nikt mnie na ostatnich metrach nie przegoni?

80osób wystartowało w 7th Baikal International Ice Running Marathon i towarzyszącym mu półmaratonie.

Krzesam resztki sił. Organizm jest wyczerpany. Może przejść na chwilę do marszu? Zwalniam. Ostatni punkt odżywczy. Od kilku kilometrów widać metę, widać hotel. Muszę. Szybciej, szybciej! Dobiegam do ludzi, już prawie koniec, ale gdzie jest meta?!

Polacy walczą!

Na lodzie piknik. Metę stanowią dwa paliki ze skromną przewieszką "Finish". Na mecie dwie panie ze stoperem, tabelką narysowaną ręcznie i długopisem. Ledwo żyję ze zmęczenia. Gdzie tu można napić się wody? Jakaś rodzina częstuje mnie. Wracam do pań. Jestem piąty!

3:50:11 h. Szczęśliwy, bo pierwszy z Polaków. Wracam do hotelu. Trzęsę się z wyczerpania i zimna, kładę się pod kołdrę. Po półgodzinie wchodzi trener, nakazuje wyjść z łóżka. Idziemy na obowiązkową regenerację do bani. Na ceremonii zakończenia brakuje jednego z nas.

Opóźnia się ona o 20 minut. Andrzej Suwald odmawia zejścia z trasy. W 6 językach odrzuca pomoc francuskiego kolegi. Z czasem 7:14 h dociera na metę już po zmroku. Dostanie nagrodę za wytrwałość.

Bajkalska magistrala

Trasa maratonu prowadzi z miejscowości Tanhoj na prawym brzegu jeziora do osady Listwianka – największego skupiska ludzkiego nad jeziorem Bajkał na zachodnim jego brzegu. Listwianka leży ok. 65 km na płd.-wsch. od Irkucka. Jezioro otoczają pasma górskie, których najwyższe szczyty sięgają prawie 3000 m n.p.m., a ich zbocza porasta gęsta tajga.

W Bajkale, zwanym "błękitnym okiem Syberii" lub "syberyjskim morzem", woda jest krystalicznie czysta, dzięki czemu widoczność w niej dochodzi do 40 m. Zawiera przy tym tak dużo tlenu, że już po lodzie o grubości zaledwie 2 cm może przejechać samochód. Żyją tu liczne gatunki endemiczne, unikalne dla tego zbiornika, m.in. foka bajkalska oraz lokalny przysmak – omul bajkalski.

Bajkał ma ponad 330 dopływów, ale gdyby go osuszyć, jego ponowne napełnienie zajęłoby 400 lat, bo to największe i najgłębsze jezioro świata – jego powierzchnia wynosi 31,5 tys. km², głębokość maksymalna 1642 m, a średnia aż 730 m.

Przewodnik, czyli syberyjskie wyzwanie krok po kroku

Data startu: Znajdziesz ją na oficjalnej stronie zawodów absolute-siberia.com/en/pages/ice_marathon.html

Rejestracja: mail do organizatorów: info@baikal-marathon.com. Należy podać: imię i nazwisko, datę urodzenia, adres, kraj zamieszkania, obywatelstwo, chęć uczestnictwa w maratonie lub półmaratonie.

Opłata startowa: 545 euro (nocleg w cenie)

Czas na aklimatyzację: 2-3 dni

Różnica czasu: + 7 godzin

Jak się dostać: samolotem Warszawa – Moskwa – Irkuck (Aeroflot). Z Irkucka busem 62 km. Koszt to około 500 euro.

Zakwaterowanie: zapewnione przez organizatorów

Strój lodowego maratończyka

W jaki sposób ochronić się przed mrozem i wiatrem?

Na głowę: oddychająca czapka. Pod nią kominiarka wykonana z materiału, który nawet po nasiąknięciu potem nadal grzeje. Do tego chustka zakrywająca twarz.

Na oczy: dobre okulary przeciwsłoneczne, maksymalnie przyciemniające, lub okulary wyprawowe (np. Julbo Sherpa lub bardziej sportowe Julbo Nomad Alti SP). Niektórzy biegną w goglach. Przed biegiem należy nasmarować twarz tłustym kremem z mocnymi filtrami UV. Do kieszeni zapasowa czapka. Ciepłe rękawiczki to podstawa.

Na korpus: 3 warstwy. oddychająca koszula z długim rękawem pod spód, na nią termiczna bluza, na wierzch oddychająca kurtka chroniąca od wiatru. Osoby wrażliwe mogą dodać jeszcze jedną warstwę.

Na nogi: 1-2 warstwy – legginsy i/lub ortalionowe spodnie. Przydają się stuptuty.

Na stopy: grube skarpetki termoaktywne oraz zimowe buty do biegania z membraną lub przetestowane buty trekkingowe.

Na buty: nakładki z kolcami – gdy będzie przeważać nawierzchnia lodowa.

RW 01-02/2012